Dlaczego? Ponieważ jest Twój własny, osobisty i niepowtarzalny. Nie ma lepszych i gorszych, mocniejszych i słabszych, ważnych czy mniej ważnych powodów. Każdy jest wystarczający, aby porozmawiać z kimś, kto obiektywnie spojrzy na sytuację, w której jesteś. Zada to jedno właściwe pytanie, które Cię otworzy. Powie to jedno właściwe zdanie, które Cię poruszy.
Często spotykam osoby, które mówią – ‘Ja? Ja nie potrzebuję terapii. Terapia jest nie dla mnie’. Czasem mogę dopytać dlaczego, a czasem milczę, ale w środku bardzo chce wiedzieć skąd takie przeświadczenie. Postanowiłam więc poszerzyć tą kwestię.
Jeśli mowa jest o rozpoczęciu terapii, zdarza się, że słyszę, a ponieważ nie zawsze mam możliwość (i chęć) kontr argumentacji, robię to tutaj i od razu zaznaczę, bez łagodności:
- Nie potrzebuję terapii. Mam względnie ogarnięte
życie.
Jeśli
masz świadomość siebie, poczucie dobrostanu, wewnętrznego spokoju, akceptacji i
równowagi w życiu – to super. Jeden na milion.
- Nie będę się babrać w dzieciństwie. To zamknięty
rozdział. Żyję dalej.
W dzieciństwie leżą odpowiedzi praktycznie na
wszystkie Twoje dzisiejsze pytania i wątpliwości. To skarbnica wiedzy o Tobie.
Masz ją pod ręką. Nie zawsze jest miło, ale warto tam zajrzeć, tym bardziej z
przewodnikiem – terapeutą.
- Terapia jest dla ‘psychicznie chorych’,
zaburzonych.
O tym
decyduje lekarz.
- Terapia jest dla słabych.
Terapia
jest dla osób, które potrzebują zobaczyć coś z innej perspektywy, potrzebują
wsparcia, zwyczajnie się wygadać, odgadać, przegadać jakiś temat. Usłyszeć
własne myśli. Czy to jest o słabości?
- Nie będę rozgrzebywać starych ran.
Czasem
trzeba nastawić ponownie złamaną kończynę żeby się dobrze zagoiła.
Nieprzeżyte
emocje dogonią Cię, a czasem nawet wybiegną daleko przed Ciebie i wtedy jest
trudniej, bo pojawia się ryzyko utraty kontaktu ze sobą, zagubienia w ich nadmiarze.
- To Ci, co mnie krzywdzą powinni iść na terapię.
Ty potrzebujesz
maseczki tlenowej. Zajmij się sobą, nie oprawcami.
- Mam pecha, że trafiam na złych ludzi.
To nie
jest pech. Powielasz pewne schematy, programy z dzieciństwa. Robisz to
nieświadomie, dopóki ich sobie nie uświadomisz, w terapii. Odtwarzasz to, co
jest Ci znajome, czyli w domyśle „bezpieczne”, nie zawsze i do końca wiedząc,
że jest to dla Ciebie szkodliwe i masz w tym przynajmniej 50% udziału.
- Jeszcze się czegoś dowiem o sobie…
Z
pewnością dowiesz się o sobie wiele. Wiele dobrego, zaskakującego, miękkiego.
Poczujesz ulgę.
- Nie umiem się otworzyć przed obcą osobą.
Każdy ma
swojego terapeutę. Każdy z nas ma osobę, której jest w stanie zaufać i otworzyć
się. Jest to kwestia jej znalezienia i czasu. To jest możliwe, a nawet pewne.
- Dużo czytam na te tematy, sporo wiem, myślę, że to
wystarczy.
Nie
wystarczy. Wiedzieć to jedno, a poczuć to drugie. Bez przeżycia (z pomocą
terapeuty, drugiego człowieka, przewodnika duchowego) tego wszystkiego czego
nie mogłeś, nie wolno Ci było przeżyć, nie połączysz w sobie dwóch światów
dziecka i dorosłego, którym teraz jesteś. Nie uzdrowisz. Nie pójdziesz dalej.
Nawet możesz ugiąć się pod ciężarem wiedzy, która wprowadzi wiele zamieszania.
Czucie jest tutaj nadrzędne.
- Nie mam czasu i pieniędzy na terapię. Mam
ważniejsze rzeczy na głowie.
Nie są to
łatwe zagadnienia, dla których można znaleźć wspólny mianownik. Przy odrobinie
determinacji, na samym starcie, wszystko się potem jakoś układa. Jest to rodzaj
taniej wymówki.
- Nie teraz, może kiedyś, za dużo się dzieje w moim
życiu. Terapii już po prostu w to nie wcisnę.
Nigdy nie
ma idealnego czasu na terapię. Albo wstajesz i idziesz, albo stoisz w miejscu,
czyli de facto się cofasz.
- Mój partner nie zaakceptowałby tego, że chodzę na
terapię. Nie mogę mu powiedzieć, a nie chcę go okłamywać.
Przyznaję, nie wiem co w takich sytuacjach można powiedzieć. Może tylko i aż, że jeżeli nie zmienisz nic, to i tak nie będziecie razem, a przynajmniej zawalczysz o siebie, co daje Wam szansę. Wiem, jak to brzmi, ale czasem trzeba przemówić bardziej obrazowo.
- Nie chce mi się szukać terapeuty.
No tak,
sam się nie znajdzie, nikt tego za Ciebie nie zrobi. Masz opór, pobądź z tym,
spróbuj dociec dlaczego.
- Nie umiem znaleźć właściwego terapeuty, nawet nie
wiem od czego miałbym zacząć?
Od
wpisania w wyszukiwarkę hasła kluczowego, które przychodzi Ci pierwsze do głowy,
z czym się borykasz – np. depresja, lęk, stres, nieudany związek, mobbing etc. W
miarę poszukiwać, nabierasz wiedzy czego potrzebujesz, co jest Ci bliskie w „ofercie”
specjalistów. Zapytaj zaufane osoby o polecenie kogoś. Po prostu zacznij.
- Czułbym się ze sobą źle, gdybym wyjawiał komuś
swoje sekrety.
Po
pierwsze, Ty, który tłamsisz to wszystko też masz granice wytrzymałości i
zwyczajnie musisz to gdzieś zrzucić, jak zrzuca się balast czy kotwicę. Po
drugie – te osoby po to są, żeby to przyjąć. Psychoterapeuta to pomieści, Ty
już może nie masz siły. Poczujesz się lepiej.
- Ogarniam swoje życie, nie potrzebuję pomocy.
Ok,
przyjmuję. Pytanie jakim kosztem? Odpowiedz sobie sam.
- Nie lubię zmian, nie lubię próbować nowych rzeczy.
Tak,
terapia to jest zmiana, ale to co dzieje się w procesie terapeutycznym, dzieje
się w Twoim tempie. Nie zadzieje się nic na co nie jesteś gotowy.
Czego
konkretnie? Emocji? Jeśli tak, to sygnał, ze czas by się tym zająć.
Moje
ulubione. Jeśli tak reagujesz, zadaj sobie pomocnicze pytanie – Czego się boję?
Im bardziej się wzbraniasz, tym bardziej coś jest na rzeczy. Spróbuj wtedy
zadać sobie pytanie ‘Dlaczego’?
- Co jest dla mnie największą trudnością do przeskoczenia?
- Z czym kojarzy mi się terapia, terapeuta, skąd mogę mieć takie przekonania?
- Co ja tak właściwe wiem na temat terapii?
- Czy znam kogoś kto był na terapii i mogę go zapytać jak było?
- Co się może najgorszego stać jeśli pójdę na terapię?
A przede wszystkim zadaj sobie pytanie – jak się czuję? Czy wszystko jest w porządku? Czy może warto zająć się jakimś konkretnym obszarem swojego życia? Czy układa mi się w związku, w pracy, z dziećmi? Czy moje relacje z przyjaciółmi są zadawalające? Czy lubię siebie? Jak tam sprawy się mają z moimi emocjami?
Terapia nie jest lekiem na całe zło, ale jest najbardziej zaawansowaną formą zadbania o siebie i tym samym swoich bliskich, z najdłuższym, znanym mi dobroczynnym efektem.
Mam nadzieję, że pobudziłam do myślenia, a może nawet do dyskusji.